Kiedy właśnie zakończył się finał TVNowskiego programu ‘gotuj o wszystko’ po raz kolejny wracam do ekscytujących wspomnień z Kaszub, a przede wszystkim do cudownych kobiet z Koła Gospodyń Wiejskich, które z sercem na dłoni i pełnym zaangażowaniem dzieliły się kulinarnymi i nie tylko sekretami pokoleń Kaszubek.

Do dziś jestem pod gigantycznym wrażeniem sposobu życia, jaki One prowadzą. Po pierwsze w sześć spotykają się co tydzień, choćby się waliło i paliło, zawsze przed południem na sobotnią kawkę. Po drugie same wyrabiają wędliny, peklują mięsa, konserwują ogórki i oczywiście przygotowują przetwory. Po trzecie organizują życie całej lokalnej społeczności poprzez wysyłanie dzieci na wycieczki, a także organizację spływów kajakowych dla całej miejscowości oraz objazdów rowerowych. Po czwarte uczestniczą w równego rodzaju jarmarkach, festynach i typ podobnych popularyzując kuchnię i obyczaje Kaszubów z okolic Wdzydz. No i po piąte, każda z nich ma codzienną pracę zawodową oraz męża i dwoje-troje dzieci, a bywa że i wnucząt!!! Drogie Panie z Koła Gospodyń! Jesteście Cudownymi Kobietami! Jesteście Wspaniałymi Feministkami! Kapelusze z głów i najsłodsze pozdrowienia! No i wystartujcie koniecznie w tych wyborach samorządowych 🙂 Jestem pewna, że wygraną już macie w kieszeni.

Jedna z tych fantastycznych kobiet, Ela, podzieliła się ze mną przepisem na świetne śledziki, które wyszły rewelacyjnie i pół ekipy telewizyjnej się zachwycało. Filety śledziowe kroimy w niewielkie kawałeczki na raz do buzi, lekko pieprzymy, marynujemy w oleju i niewielkiej ilości octu. Siekamy cebulkę i ogórki kiszone w drobniutką kostkę. Mieszamy ze śledziami oraz kilkoma łyżkami gęstej śmietany, pieprzymy. Podajemy z ziemniakami w mundurkach, czyli pulkami, jak mawiają Kaszubi.

Powyższą recepturę nieco zmodyfikowałam na okoliczność kolacji typowo polskiej, jaką serwowałam ostatnio Bardzo Ważnemu Gościowi z zagranicy. Muszę przyznać, że wyznanie iż w salaterce znajduje się surowy marynowany śledź wywołało lekką z trudem ukrytą panikę na twarzy Naszego Gościa. Na szczęście dał się skusić i nawet zasmakowały Mu śledziki jeszcze bardziej po polsku, ponieważ wymieszane wyłącznie z małosolniaczkami oraz majonezem pół-na-pół wymieszanym ze śmietaną – to ostatnie również za radą Eli, podane tym razem z razowym chlebem.

Śledziki w alternatywnych przepisach:

– trzy, cztery dobrej jakości filety śledziowe typu matias

– trzy, cztery ogórki kiszone lub małosolne

– ewentualnie pół drobno posiekanej cebulki

– kilka łyżek śmietany lub śmietany wymieszanej z majonezem

– świeżo mielony pieprz.

Obiecałam wrócić do pięknych i bardzo kolorowych wspomnień z Buenos Aires i okazja nadarzyła się ostatnio w postaci dziękczynnej kolacji dla bardzo męskich i bardzo przystojnych, toteż niewątpliwie mięsożernych gentelmenów, której głównym punktem programu stały się krwiste steki.

Ponieważ tydzień temu jedliśmy przepysznie w cudnej francuskiej knajpce w Sopocie http://www.cyrano-roxane.com/, o czym również będzie niebawem, gdzie mojego Ukochanego zachwycił stek z wołowiny sprowadzonej z Francji pochodzącej z bydła rasy Limousine, postanowiłam tym razem nie eksperymentować i w ulubionym Befsztyku na Puławskiej http://www.befsztyk.pl/ również zakupiłam antrykotowy fragment młodej wołowiny tejże rasy, wedle zapewnień hodowanej na naszych rodzimych Mazurach, a więc potencjalnie mającej do pokonania znacznie krótszy niż argentyńska siostra odcinek drogi do naszej patelni 😉

Po oddzieleniu, ku uciesze Psa Misterka, fragmentów tłuściutkich i innych niezbyt pęknie się prezentujących, mięso pokroiłam w grube na trzy-cztery centymetry plastry i lekko dłonią je rozpłaszczyłam. Wrzuciłam na bardzo rozgrzany olej i smażyłam po cztery minutki z każdej strony, w między czasie obficie posypując świeżo mielonym pieprzem.

Podałam w towarzystwie pieczonych z tymiankiem i rozmarynem batatów (oczywiście!) oraz tajemniczego przywiezionego prosto z Buenos dodatku zwanego CHIMICHURRI, który lokalnie podawany do steków jest zawsze, choć nie wszyscy go używają. Składa się z oleju słonecznikowego, oliwy z oliwek, octu, wody, papryczki, oregano, soli, sproszkowanego chili, pietruszki, bazylii i czosnku. Dla niektórych, jak okazało się podczas sobotniej kolacji, to nieco zbyt ostry dodatek.

Tak czy owak steki wyszły pachnąco i smakowicie, w wersji pół na pół czy jak inni wolą ‘medium’.

Następnym razem z pewnością na koniec pokuszę o zrobienie pysznego sosu do steków inspirowanego… oczywiście wizytą w Cyrano & Roxanne w Sopocie.

Potrzebujemy:

– około 300 gr młodej wołowiny rasy Limousine lub argentyńskiej

– olej do smażenia

– grubo zmielony pieprz

– solimy dopiero na talerzu, żeby z mięsa nie wydzielił się nam sos oraz żeby na patelni nie stwardniało.

Telewizja to definitywnie inny świat równoległy! Było niewątpliwie super to wszystko przeżyć – fantastyczna przygoda i jedno z najbardziej wymagających wyzwań jednocześnie 🙂

W moim przypadku również jednym z największych bonusów telewizyjnej przygody stało się poznanie absolutnie przecudownych KOBIET z Koła Gospodyń Górki, za co jestem przeogromnie wdzięczna i bardzo dziękuję i o czym, a właściwie o KIM, będzie już następnym razem.

Tym razem natomiast na prośbę zainteresowanych 😉 jeszcze przed Wielkanocą szybciutki przepis na bardzo prosty żurek, który ku mojej największej satysfakcji spotkał się z solidnym aplauzem i stosownym vox populi poparcia Kaszubów, a także ekipy telewizyjnej.

W sporym garnku gotujemy na włoszczyźnie i kilku suszonych grzybach wywar, z towarzyszeniem sporej ilości ziela angielskiego, pieprzu w ziarnach oraz kilku listków laurowych. Kiedy się zagotuje dodajemy białą kiełbasę w całości. W między czasie na patelni obok mocno, za radą Eli z Koła Gospodyń, wysmażamy spory kawał pociętego w paski tłustego wędzonego boczku, który razem z wytopionym tłuszczykiem wlewamy do naszego wywaru i gotujemy dalej. Patelnia natomiast teraz posłuży nam do zeszklenia posiekanej drobno cebulki, którą w efekcie wraz rozgniecionymi ząbkami czosnku, również dodamy do bulgoczącego wywaru wraz ze stosowną (wedle gustu i smaku) ilością żuru/zakwasu z butelki. My z Elą dodałyśmy aż litr na około trzy litry wywaru!

Solimy, sporo pieprzymy, lekko cukrzymy, wrzucamy garść suszonego majeranku i czekamy nad bulgocącym odkrytym garnkiem aż nabierze mocy nasz wielkanocny żurek. Na sam koniec dodajemy sporo śmietany dobrze wymieszanej z mąką, zaciągamy.

Z żurku wyjmujemy białą kiełbaskę i kroimy ją dość drobno w kawałki na jeden kęs, które układamy w głębokim talerzu wraz z przeciętym na pół jajkiem na twardo. Całość zalewamy żurkiem, podajemy!

Potrzebujemy:

– około pół kg tłustego i esencjonalnego boczku

– trzy do sześciu białych kiełbasek

– kilka suszonych grzybów

– dwie marchewki

– mały kawałek selera

– białą część sporego pora

– dwie cebule

– cztery ząbki czosnku

– żur/zakwas w butelce

– sól, pieprz w ziarnach, ziele angielskie, liście laurowe, majeranek

– kubek śmietany

– dwie czubate łyżki mąki

– po jednym ugotowanym na twardo jajku na osobę.

a tu mamy relację TV z naszego programu 🙂

http://dziendobrytvn.plejada.pl/24,31782,news,1,1,czwarty_cwiercfinal_gotuj_o_wszystko_za_nami,aktualnosci_detal.html

Pomidory (Solanum lycopersicum) to pyszne, zdrowe owoce, chociaż najczęściej uznawane są za warzywa. Niewiele składników lepiej pasuje do pory letniej niż słodka soczystość pomidorów prosto z gałązki. Obecnie pomidory dostępne są przez cały rok, jednak ich najlepsze cechy można poznać gdy są w sezonie w Polsce, czyli od lipca do września.

Continue reading „Pomidor – co to jest ?”

Zauważyłam, że ostatnio częściej piszę o propozycjach na rodzinny obiad niż ekscytujących dopalaczach seksownych randek – cóż, znak czasów 😉 bardzo ciepły i sympatyczny skądinąd!

Ponieważ na rodzinnych obiadach, tych weekendowych w szczególności, zawsze zakładamy obecność dzieci, potrawa taka spełnić musi nie lada wymagania. Jak już wiemy, moje Dziewczyny nie przepadają za niewątpliwie bardzo zdrową rybką, tym samym gotowanie staje się nie lada wyzwaniem.

Kilka tygodni temu przetestowałam (z powodzeniem!) klasykę kuchni włoskiej, w szczególności rzymskiej, czyli kotleciki cielęce – w oryginale saltimbocca alla romana, w dosłownym tłumaczeniu ‘(w)skocz do ust’. I muszę przyznać, że na rodzinny obiad jest to pomysł wręcz doskonały.

Jak ze wszystkim, kluczowa w tej potrawie będzie jakość produktu, czyli dobrze jest mieć zaprzyjaźnionego Pana w sklepie mięsnym, który zorganizuje nam piękny kawałek świeżej i młodej szynki cielęcej, którą starannie kroimy na około półtoracentymetrowej grubości kotleciki, oczywiście jak zawsze w poprzek włókien.

Każdy kotlecik rozbijamy przy pomocy tłuczka, jednocześnie rozładowując ewentualnie narosłą podczas tygodnia pracy złą energię 😉 Solimy delikatnie, mocniej pieprzymy. Na każdego kotleta kładziemy jeden do dwóch listków świeżej szałwii (koniecznie powąchajcie, jak zniewalająco pachnie), które przykrywamy plastrem prawdziwej szynki parmeńskiej. Spinamy wykałaczką i oprószamy mąką, oczywiście z pełnego przemiału.

… i prosecco w Rzymie …

Kiedy wszystkie kotleciki mamy już przygotowane, rozgrzewamy mocno olej i smażymy po około cztery minuty z każdej strony. Ja podałam je z tłuczonymi ziemniakami i sałatą z pomidorkami truskawkowymi, ale myślę, że świetnie by pasowało do nich klasyczne risotto milanese, ale też frytki czy pieczone z rozmarynem ziemniaki.

Potrzebujemy:

– około kilograma cielęciny

– krzaczek świeżej szałwii

– tyle plastrów szynki parmeńskiej, ile kotlecików

– sól, pieprz, mąka.

Czosnek (Allium sativum) od wieków używany jest ze względu na swoje walory smakowe i lecznicze. Należy do tej samej rodziny co lilie i potrafi zmienić danie w aromatyczne i zdrowe doznanie kulinarne. Smak czosnku nie można porównać z żadnym innym – jest on lekko gryzący, ostry z subtelnym, słodkim posmakiem.

Czosnek pochodzi z Azji centralnej i jest jedną z najstarszych roślin uprawnych na świcie. Ponad 5000 lat temu, starożytni Egipcjanie zaczęli uprawiać czosnek – grał on bardzo ważną role w ich kulturze. Przypisywano mu magiczne właściwości – pozostawiano go w grobowcach faraonów oraz dawano budowniczym piramid by zwiększyć ich siłę oraz wytrzymałość. Podobne właściwości przypisywali mu grecy i rzymianie, którzy podawali czosnek sportowcom przed igrzyskami oraz żołnierzom przed wyruszeniem na wojnę.

(czosnek z wikipedii)

Czosnek był rozprzestrzeniany przez migrujące plemiona i odkrywców. Już około VI wieku p.n.e., czosnek uprawiano zarówno w Chinach i Indiach. Od dawnych czasów, czosnek był częścią wielu kultur ze względu na swoje zastosowania kulinarne i medyczne. Cały czas rośnie w popularność, od czasu gdy badacze z całego świata naukowo dowodzą korzyści zdrowotnych wynikających ze spożycia czosnku.

Jak wybrać dobry czosnek?

Kupując czosnek warto sprawdzić czy skóra nie jest w żadnym miejscu pęknięta. Lekko ściśnij główkę czosnku pomiędzy palcami by sprawdzić czy jest zwarta i nie wilgotna. Nie używaj czosnku który jest miękki, uschnięty lub jeżeli zaczął kiełkować – na pewno stracił większość ze swojego wyjątkowego smaku.

Czosnek w kuchni oraz właściwości medyczne

Prostym pomysłem na użycie czosnku w kuchni jest zamarynowanie grubo pokrojonych ząbków w oliwie z oliwek, którą można później używać przy tworzeniu sosów i marynat. A jeżeli nagle pojawią się niezapowiedziani goście, zawsze można szybko stworzyć hommus przez zmiksowanie świeżego czosnku, cieciorki z puszki, przyprawy tahini, oliwy z oliwek i soku z cytryny, który idealnie nadaje się jako dip do warzyw i chleba.

Czosnek najlepiej rozgnieść i lekko podpiec, by w pełni skorzystać z jego możliwości leczniczych. Czosnek zawiera witaminę C, pomaga obniżyć ciśnienie oraz zwalcza stany zapalne.

Na Wikipedii również o czosnku http://pl.wikipedia.org/wiki/Czosnek

Po raz kolejny cieszę się połączeniem składników pochodzących z definitywnie różnych kultur. Genezą powstania poniższego makaronu stało się otrzymanie dwóch cudnych prezentów: suszonych pomidorów prosto z Campo dei Fiori w wiecznym mieście Rzymie, przywiezionych przez moją Bratową Monikę oraz fantastycznego duetu wódek Żubrówek ubranych w modne żubranka zaprojektowane przez celebrycką parę Oliviera Janiaka i jego żony Karoliny.

Na dobrze rozgrzanym oleju przesmażyłam drobno posiekany czosnek. Kiedy zapachniał, dorzuciłam pokrojone w paski PRZEPYSZNE prawdziwe suszone pomidory oraz dwie minuty później kilka kostek lekko już rozmrożonego szpinaku w całych liściach, posoliłam, popieprzyłam, wlałam więcej niż pięćdziesiątkę kultowej Żubrówki, chwilę odczekałam na bardzo silnym ogniu celem odparowania alkoholu i przykryłam pokrywką, uprzednio dorzuciwszy skruszoną w dłoniach łyżkę suszonego czerwonego pieprzu.

Plan Campo dei Fiori

W między czasie dogotowywał się jeden z moich najbardziej ulubionych rodzajów makaronu, czyli trofie (w niektórych sklepach mamy szansę kupić je świeże, a nie suszone – polecam!) tym razem w wersji trójkolorowej.

Makaron, kiedy już z powodzeniem doszedł, odcedzony wymieszałam z makaronem oraz posypałam świeżo zmielonym pieprzem oraz startym parmezanem. O fantastycznym zgraniu tego międzynarodowego duetu najlepiej opowiedzieć by mogły szczęśliwe pary polsko-włoskie: dużo ognia, dużo namiętności, zero obojętności. I o to chodzi!

Dla dwóch osób potrzebować będziemy:

sześć ząbków posiekanego czosnku;

– siedem – osiem pokrojonych w paski suszonych pomidorów;

– pięć kostek/serduszek mrożonego szpinaku w całych liściach;

– pięćdziesiątka Żubrówki

– sól, pieprz, łyżka suszonego czerwonego pieprzu

– połowa opakowania makaronu typu trofie

– starty parmezan do posypania.

To takie drobnostki do kuchni lub na stół biesiadny, miłe, ładne, funkcjonalne, praktyczne. Niby drobnostka – wszak solniczka i pieprzniczka, są w każdym domu i restauracji. Ten miły komplecik pochodzi z najnowszej kolekcji Alessi.

Nie zawsze oferta Alessi jest gustowna i w dobrym smaku, ale ta linia wyszła im fajnie. Osobnym problemem są ekstremalne ceny tych kuchennych gadżecików, ale byc może czasem trzeba zaszaleć.

Ten komplecik nazwaliśmy – Chińczycy. Celujemy jeszcze w młynek do pieprzu i soli oraz minutnik do gotowania jajek.

W tym miejscu nieco więcej o firmie Alessi http://ldv.pinger.pl/m/591176

Kapary (Capparis spinosa), kulinarnie używane są głównie w formie niedojrzałych pączków kwiatów, kiszonych w occie lub zakonserwowanych w soli granulowanej. Rzadziej miękkie, młode pędy rośliny są wykorzystywane jako przyprawa lub spożywane na surowo a w pełni dojrzałe owoce dodawane są do potraw po uprzednim gotowaniu. Popiół ze spalonych korzeni kaparów może być używany jako źródło soli.

 

Continue reading „Kapary – co to jest ?”

Cóż o był za tydzień! Udało mi się wygrać casting Dzień Dobry TVN i firmy KAMIS w konkursie ‘Gotuj o wszystko’!

Continue reading „Co za tydzień! – „Gotuj o wszystko””

W odpowiedzi na przedłużającą się zimę, a także jako zapowiedź zbliżających się ferii, na wyraźne życzenie Mojego Ukochanego Brata, przyrządziłam ostatnio klasyczną tartifletkę.

Tartiflette, czyli pochodząca z górnej Sabaudii regionalna zapiekanka, wspaniale rozgrzewa, zapachem i smakiem przypominając najpiękniejsze narty w zawsze słonecznych Francuskich Alpach. Znakomita jest również z powodu banalnie prostego i szybkiego przygotowania.

Potrzebować będziemy około 1,5 kg ziemniaków. Nie do wiary, ale mnie udało się kupić pierwsze młode kartofelki, okrągłe, malutkie, dokładnie umyte, gotowały się w koszulkach niespełna dwadzieścia minut.

W między czasie na dobrze rozgrzanej patelni przesmażamy kilka posiekanych w piórka szalotek, kiedy lekko się zeszklą, dorzucamy grubo posiekany bekon. Ja użyłam dość chudego wędzonego bekonu i szynki prosciutto crudo w proporcji pół na pół. Smażymy około dziesięciu minut. Pod koniec dodajemy kubeczek tłustej pond dwudziestoprocentowej śmietany.

W dużym żaroodpornym naczyniu obficie i na bogato wysmarowanym masłem układamy warstwę pociętych na około półtoracentymetrowej grubości plasterków ziemniaków, na które wykładamy połowę naszego ‘sosu’. Czynność powtarzamy, a wierzch drugiej warstwy sosu wieńczymy przekrojonym wzdłuż na pół serem Reblochon.

To bardzo słynny ser właśnie z Sabaudii, strzeżony znakiem oryginalności regionalnej AOC/AOP, wyrabiany jest w zaledwie kilku departamentach, w tym Annency, Albertville i czterech innych, z krowiego mleka, dojrzewa od dwóch do czterech tygodni. Ma charakterystyczny słodkawo-lekko-orzechowy smak, pomarańczową skórkę, absolutnie boską kremową konsystencję i zapach… którego nie da się pominąć milczeniem. Ten ser śmierdzi TAK, że słowami nie sposób tego opisać, wskutek czego konsumowany powinien być wyłącznie zimą, natomiast przechowywany wyłącznie na zewnątrz, na parapecie, balkonie, tarasie – byle nie od południowej strony 😉 Osobiście go uwielbiam!

Jeśli nie uda nam się kupić reblochona, możemy użyć innego kremowego pleśniowego sera. Moja tartifletka została uwieńczona francuskim ‘serem do tariflette’, kupionym w carrefourze. Sprawdził się znakomicie.

Potrawa ta jest niezwykle wręcz tłusta, kaloryczna, ciężkostrawna i PRZEPYSZNA! ROZGRZEWAJĄCA! KOJĄCA! Na niekończącą się tegoroczną zimę wprost wymarzona 🙂

Potrzebujemy:

– 1,5 kg ziemniaków,

– sześć do ośmiu posiekanych w piórka szalotek lub dwie zwykłe cebule,

– dziesięć plastrów wędzonego bekonu,

– dziesięć plastrów szynki crudo,

– kubeczek 22% śmietany,

– sól, świeżo zmielony pieprz, gałka muszkatołowa,

– jeden lub dwa, co już będzie ekstremalną rozpustą, sery reblochon (standardem jest krążek o średnicy 13cm).

ekuchareczka.pl
Najcześciej komentowane
eKuchareczka - blog o gotowaniu, kulinariach, karmieniu