Dziś po raz pierwszy przygotowywałam obiad świąteczny dla całej rodziny. Było troszkę tradycyjnie, ale też z nęcącą odrobiną egzotyki. Zaczęliśmy od parującego kremu z borowików i podgrzybków (żywych oraz suszonych) z łyżką śmietany, poprzez tradycyjnego śledzika marynowanego w oleju lnianym z drobno posiekaną długą szalotką, doszliśmy do kulminacji obiadu w postaci pieczonej w jabłkach i suszonych śliwkach gęsi oraz tadżinu z jagnięciny i pieczonego łososia z sosem z balsamico, piwa i szalotek. Na deser był serniczek oraz ciasto kruche z prawdziwą czekoladą, o czym już następnym razem.

Tymczasem zaś o daniach głównych. Mimo dużego zachodu niestety nie udało mi się zdobyć całej gęsi, toteż danie przygotowałam w oparciu o mrożoną pierś gęsią oraz cztery nogi. Po spokojnym dwudniowym rozmrożeniu w warunkach lodówkowych, natarłam gęsinę grubo zmieloną solą i pieprzem oraz majerankiem, ułożyłam w dużej (specjalnie na święta zakupionej!) blasze na zrumienionych kilka minut na maśle ćwiartkach jabłek i całych suszonych śliwkach kalifornijskich. Piekłam przez godzinę w temperaturze 180 stopni, potem na ostatnie 30 minut zwiększyłam do 225 stopni. Klasycy mówią, że po wyjęciu z pieca należy gęś owinąć kołderką z folii aluminiowej i dać jej w takim ciepłym spokoju odpocząć kolejny kwadrans, mnie niestety na to nie starczyło czasu, a i tak większość zgromadzonych przy stole orzekła, że gąska, podana z towarzyszeniem tradycyjnych buraczków i tłuczonych ziemniaków, palce lizać.

Konkurencję niewątpliwą stanowiła jagnięcina egzotyczna na wzór tadżin. Wstępną inspiracją był przepis Szefa Kuchni z hotelu Sheraton w Kairze, zmodyfikowany dość istotnie w kwestii przypraw pod kątem polskich smakowych przyzwyczajeń i skojarzeń. Trzy małe udźce jagnięce bardzo precyzyjnie odfiletowałam z wszelkich niedoskonałości i zbędnych tłuszczyków. Posiekałam na drobne kawałki, każdy o boku około półtora do dwóch centymetrów, które następnie partiami (tak, żeby w garnku była pojedyncza warstwa mięsa) przesmażyłam na bardzo gorącym oleju. Kiedy całe mięso już zostało usmażone, do płaskiego bardzo szerokiego garnka, w którym uprzednio smażyło się mięso, dorzuciłam ćwiartkę masła, a po rozpuszczeniu, posiekane dwie cebule cukrowe. Kiedy już się zeszkliły ułożyłam pokrojone w spore kawałki trzy różnokolorowe papryki oraz ćwiartki czterech niedużych pomidorów, dolałam pół szklanki ciepłej przegotowanej wody, w której uprzednio rozpuściłam trzy łyżki szafranu wymieszane z dwiema łyżkami posiekanego świeżego imbiru.

Dziesięć minut później dodałam cztery łyżeczki cynamonu, dwie łyżeczki mielonego kminu, łyżeczkę startej gałki muszkatołowej oraz dwie czubate łyżki miodu i mały pęczek posiekanej drobno natki pietruszki, przykryłam szczelną pokrywką i dusiłam na małym ogniu przez półtorej (!) godziny, po czym dorzuciłam trzy czwarte opakowania 100gramowego wydrylowanych suszonych daktyli i całe opakowanie takiej samej wielkości przeciętych na pół suszonych moreli oraz dwie łyżeczki mielonego pieprzu cayenne i tyleż samo mielonej słodkiej papryki, dusiłam jeszcze pół godziny. Egzotyczna jagnięcinka w prawdziwie polskie Boże Narodzenie smakowała bardzo.

A ja dla odmiany jadłam łososia w bardzo interesującym sosie z gotowanych w balsamico szalotek. Żeby go przygotować obrałam 300 gramową paczkę francuskich szalotek i wrzuciłam je w całości do rondelka z rozgrzanymi na dwóch łyżkach masła ośmioma łyżkami brązowego cukru, dolałam po niepełnej szklance (około 2/3 wysokości) bardzo lajtowego piwa, czyli Millera, oraz octu balsamicznego z Modeny. Gotowałam na bardzo małym ogniu przez godzinę, co zredukowało sos do około jednej trzeciej objętości. W między czasie przez 20 minut piekłam w wysokiej temperaturze kilka dzwonek łososia posolonych i popieprzonych, którego podałam polanego gorącym bardzo smacznym sosem. Jeśli miałabym jeszcze go poprawić, dodałabym odrobinę więcej cukru, powiedzmy ze dwie łyżki więcej oraz pod koniec domieszałabym łyżeczkę zimnego masła, które z i tak już gęstego sosu zapewne uczyniłoby aksamitną kołderkę.

Wspaniale jest ugotować świąteczny obiad na bogato, którego owoce w postaci kolejnych dań jeść będziemy jeszcze kolejny tydzień. A najwspanialej jest zobaczyć wokół siebie roześmiane twarze naszych Bliskich, smakowicie pałaszujących obiad i dzielących się ze sobą tą cudowną świąteczną atmosferą.

Do przygotowania gęsi potrzebować będziemy:

– całą pierś gęsi

– cztery nogi gęsi

– cztery polskie jabłka

– dwadzieścia kalifornijskich suszonych śliwek

– sól, pieprz, majeranek, masło.

Do przygotowania jagnięciny potrzebujemy:

ponad dwa kilogramy jagnięciny w postaci udźców

– dwie cebule

– cztery-pięć ząbków czosnku

– trzy różnokolorowe papryki

– cztery niewielkie pomidory

– ćwiartka masła

– trzy łyżeczki szafranu

– dwie łyżeczki posiekanego świeżego imbiru

– dwie czubate łyżki miodu

– cztery łyżeczki cynamonu

– dwie łyżeczki zmielonego kminu

– łyżeczka startej gałki muszkatołowej

– mały pęczek posiekanej natki pietruszki

– 75 gr suszonych wydrylowanych daktyli

– 100 gr szuszonych moreli

– dwie łyżeczki pieprzu cayenne

– dwie łyżeczki mielonej słodkiej papryki.

Do łososia potrzebujemy:

– cztery dzwonka łososia

– sól, pieprz

– 300 gr małych obranych szalotek

– 200 ml jasnego lekkiego piwa

– 200 ml octu balsamicznego z Modeny

– osiem do dziesięciu łyżek brązowego trzcinowego cukru

– dwie łyżki masła.