Łosoś na grilla – niezawodny.

Myślimy ryba z grilla i oczami wyobraźni widzimy pstrąga w całości i z oczami, którego brzuch na bogato został nafaszerowany przyprawami, warzywami, ziołami. Ponieważ nie jestem fanką pstrąga (prawdopodobnie jeszcze muszę do niego dorosnąć?) a dodatkowo nie przepadam, kiedy kulinarna zdobycz wpatruje mi się głęboko w oczy podczas kiedy ja zjadam jej drugi koniec, na rodzinnego grilla wrzucany bywa z reguły filet z łososia.  Czy to w postaci tzw. dzwonka czy pokrojonego w niewielkie kawałki filetu typu płat, nieodmiennie grillowany jest na aluminiowych natartych wcześniej olejem jednorazowych tackach.

Jeśli na grilla decydujemy się na spontanie i w ostatniej chwili, to właśnie łosoś będzie niezastąpiony, ponieważ podobnie jak warzywa marynować się powinien raczej krótko i z pewnością już godzinka mu całkowicie wystarczy.

Jeśli mamy superświeży i tłuściutki egzemplarz, wystarczy potrzymać go chwilę najprościej jak się da, czyli w gruboziarnistej soli morskiej (moja ulubiona włoskim wzorem wymieszana jest z dobrej jakości rozmarynem)  i świeżo zmielonym pieprzu, potem już tylko krótko grillujemy i gotowe.

Jeśli marzymy o egzptycznym klimacie, to znakomity będzie sos teriyaki lub samodzielnie przyrządzoną mikstura z posiekanych:  świeżego imbiru, papryczki chili (bez pestek, bo cały smak zje nam piekielna ostrość), świeżej kolendry i startej skórki z limonki – mieszamy w połowie szklanki oleju, dodajemy łyżkę miodu lipowego. Możemy też połączyć świeży imbir oraz grubo posiekany czosnek z sosem sojowym i kilkoma kroplami oleju sezamowego oraz miodem gryczanym. Jeśli ktoś jest fanem greckiego ouzo czy francuskiego pastisa, to ciekawa jest marynata na oleju z dodatkiem anyżówki oraz gwiazdki anyżu oraz brązowego cukru. No i oczywiście, jak już jesteśmy w śródziemnomorskim klimacie to nie pomińmy musztardy Dijon, której czubatą łyżkę łączymy z trzema łyżeczkami  wrzosowego miodu i połową szklanki oleju, w zależności od upodobania dosypujemy tymianek lub estragon.

Którejkolwiek marynaty byśmy nie wybrali, zawsze pamiętajmy, żeby łososia dokładnie oczyścić zanim wrzucimy na ruszt – szczególnie czosnek oraz suszone zioła mają paskudną tendencję do nieprzyjemnego przypalenia się na naszym posiłku.

Moja ulubiona marynata:

pół szklanki oleju Kujawskiego 3 ziarna + ¼ szklanki sosu sojowego + czterocentymetrowy kawałek korzenia imbiru posiekany w cienkie plasterki + cztery małe papryczki chili drobno posiekane bez pestek + trzy ząbki czosnku posiekanego w plasterki + trzy łyżki miodu + 5-6 kropel oleju sezamowego; miksturą tą zalewamy filet z łososia i pozostawiamy na godzinkę do dwóch.