Ponieważ wokół ciemno, szaro i ponuro, grzeję się wspomnieniami gorącej, pięknej wiosny Buenos Aires, gdzie świdrujące światło tamtejszego słońca wydobywa barwy nieosiągalne na naszej połowie globu, co notabene znajduje niezwykłe odzwierciedlenie w oryginalnej sztuce. O oczywistych argentyńskich stekach i innych kulinarnych i nie tylko niespodziankach nie koniecznie w rytmie tanga będzie przy najbliższych okazjach, a tymczasem o paście wiosennej.
Gotujemy w osolonym wrzątku makaron, ja ponownie postawiłam na papardelle.
Na mojej ukochanej żeliwnej patelni https://ekuchareczka.pl/?p=294 rozgrzałam olej i smażyłam partiami pokrojoną wzdłuż w centymetrowe długie plastry cukinię (duże warzywa proponuję przekroić na pół i dopiero wtedy w plastry).
Na osobnej patelni przesmażyłam posiekany czosnek wraz z drobno pokrojonymi suszonymi pomidorami, dosypałam łyżeczkę przywiezionego z Kalabrii ostrego jak sama mafia peperoncino, dorzuciłam pokrojone w ósemki obrane świeże pomidory. Smażyłam około pięciu minut, po czym dołożyłam przesmażone cukinie. Dopiero na sam koniec dodałam przecięte na pół truskawkowe pomidorki koktajlowe. Zmieszałam z ugotowanym al dente makaronem, podałam bardzo obficie posypany startym parmezanem oraz grubo zmielonym czarnym pieprzem.
Jeśli w czasie szaro brudnej jesieni nie możemy delektować się wiosną boskiego Buenos, proponuję choć raz w tygodniu zjeść coś wiosenno-letniego 🙂 w zastępstwie zawiesistych bigosów, schabowych i pieczonego boczku oraz oczywiście zasmażki 😉
Czego potrzebujemy?
– około pół paczki makaronu, jaki lubimy, raczej długiego typu papardelle, tagliatelle, spaghetti niż penne czy farfalle czy rigatoni
– trzy – cztery ząbki czosnku
– sześć do ośmiu dobrej jakości suszonych pomidorów
– dwie spore lub trzy średnie cukinie
– dwa do trzech świeżych pomidorów, obranych ze skórki
– około piętnastu przekrojonych na pół pomidorków truskawkowych lub koktajlowych
– starty parmezan
– zmielony czarny pieprz.