O truskawkach, podobnie jak o szparagach, w ostatnim czasie wszędzie dużo się pisze i smakuje. Ponieważ, jak poinformował mnie mój Pan z lokalnego warzywniaczka, truskawki właśnie się kończą, a ‘takich pięknych jak dziś, to już nie będzie w tym sezonie’ postanowiłam w drodze wyjątku nabyć całą łubiankę!

Na wieczór szykowali się goście, toteż postanowiłam że pożegnanie truskawek uczcimy świeżutkim sernikiem z towarzyszeniem zmiksowanych z odrobiną Cointreau truskawek.

Historia sernika w moim życiu w sposób absolutnie nierozerwalny łączy się z historią wielkiej miłości. Otóż nauczyłam się go piec dla Niego, ponieważ ze wszystkich delicji i rarytasów najbardziej kocha On serniczek. Dodam, że dotąd jednym ciastem na jakie się porywałam (od naprawdę wielkiego dzwonu!) był pleśniak. Jak można się domyślić od pleśniaka do sernika droga bardzo daleka…

Kiedy już poznałam Jego preferencje kulinarne, należało działać. Dlaczego? Odsyłam do mojego manifestu 😉Poprosiłam o pomoc moją ukochaną Ajdżijkę, która fenomenalnie gotuje i genialnie wręcz piecze. Poniższy przepis jest nieco zmodyfikowaną wersją jej sernika.

Na dużą blachę, którą cztery dorosłe osoby zjedzą w dwa, góra trzy dni, mielimy, jeśli mamy maszynkę, lub miksujemy tak jak w moim przypadku 1,5 kilograma twarogu, moim zdaniem najlepszy będzie tłusty, ale z półtłustego również wyjdzie ;-). Oddzielamy białka od żółtek sześciu jajek. Żółtka dodajemy do sera wraz z jednym opakowaniem cukru waniliowego, łyżeczką proszku do pieczenia, dwoma zapachami do ciasta (ja uwielbiam olejek rumowy świetnie współgrający z rodzynkami, ale doskonale wypadnie również migdałowy), półtorej kostki rozpuszczonego i przestudzonego masła, trzema czubatymi łyżkami mąki razowej oraz połową szklanki brązowego cukru. Mieszamy wszystko bardzo dokładnie.

Dorzucamy dwa opakowania kandyzowanej skórki pomarańczowej oraz opakowanie rodzynek królewskich sułtanek (tu sprawdza się obiegowa opinia dotycząca mężczyzn – im większy rozmiar, tym lepiej).

Ubijamy białka – mnie niestety nigdy się to nie udaje – taka karma 😉 Na szczęście nie szkodzi to sernikowi 🙂 Dodajemy do sera i reszty, ostrożnie mieszamy.

Wspomnianą wcześniej dużą blachę wysmarowujemy masłem (przyznam, że uwielbiam to robić – to prawie tak samo dobre jak skakanie w środku kałuży w największą ulewę), wysypujemy bułką tartą, wlewamy nasz ser ze wszystkim. Wstawiamy do rozgrzanego do 220 stopni piekarnika. Pieczemy co najmniej godzinę i 15 minut, z mojego doświadczenia wynika, że raczej 1,5 godziny.

W między czasie myjemy i usuwamy szypułki z co najmniej kilograma truskawek. Miksujemy je z płaską łyżką cukru (oczywiście jeśli są słodkie, soczyste i dojrzałe, jak piękna świadoma swoich zalet i możliwości czterdziestolatka 😉 i pięćdziesiątką Cointreau.

Podajemy nasz sernik oprószony cukrem pudrem, bardzo łakomie oblany lekko wstawionymi truskawkami w towarzystwie kilku żywych owoców, co to właśnie się kończą…

  • W moim domu sernik jest synonimem największej na świecie miłości, co to zdarza się tylko w filmach i powieściach, a Wy macie taki synonim? Napiszcie, proszę!Czego potrzebujemy?– 1,5 kg twarogu

    – sześć jajek, oczywiście najlepiej z zerem na początku

    – 1,5 kostki masła

    – cukier waniliowy

    – pół szklanki brązowego cukru

    – łyżeczka proszku do pieczenia

    – dwa olejki rumowe

    – dwa opakowania kandyzowanej skórki pomarańczowej

    – opakowanie rodzynek sułtanek

    – masło, bułka tarta

    – co najmniej kilogram truskawek, płaska łyżka cukru, pięćdziesiątka Cointreau.