Zauważyłam, że ostatnio częściej piszę o propozycjach na rodzinny obiad niż ekscytujących dopalaczach seksownych randek – cóż, znak czasów 😉 bardzo ciepły i sympatyczny skądinąd!

Ponieważ na rodzinnych obiadach, tych weekendowych w szczególności, zawsze zakładamy obecność dzieci, potrawa taka spełnić musi nie lada wymagania. Jak już wiemy, moje Dziewczyny nie przepadają za niewątpliwie bardzo zdrową rybką, tym samym gotowanie staje się nie lada wyzwaniem.

Kilka tygodni temu przetestowałam (z powodzeniem!) klasykę kuchni włoskiej, w szczególności rzymskiej, czyli kotleciki cielęce – w oryginale saltimbocca alla romana, w dosłownym tłumaczeniu ‘(w)skocz do ust’. I muszę przyznać, że na rodzinny obiad jest to pomysł wręcz doskonały.

Jak ze wszystkim, kluczowa w tej potrawie będzie jakość produktu, czyli dobrze jest mieć zaprzyjaźnionego Pana w sklepie mięsnym, który zorganizuje nam piękny kawałek świeżej i młodej szynki cielęcej, którą starannie kroimy na około półtoracentymetrowej grubości kotleciki, oczywiście jak zawsze w poprzek włókien.

Każdy kotlecik rozbijamy przy pomocy tłuczka, jednocześnie rozładowując ewentualnie narosłą podczas tygodnia pracy złą energię 😉 Solimy delikatnie, mocniej pieprzymy. Na każdego kotleta kładziemy jeden do dwóch listków świeżej szałwii (koniecznie powąchajcie, jak zniewalająco pachnie), które przykrywamy plastrem prawdziwej szynki parmeńskiej. Spinamy wykałaczką i oprószamy mąką, oczywiście z pełnego przemiału.

… i prosecco w Rzymie …

Kiedy wszystkie kotleciki mamy już przygotowane, rozgrzewamy mocno olej i smażymy po około cztery minuty z każdej strony. Ja podałam je z tłuczonymi ziemniakami i sałatą z pomidorkami truskawkowymi, ale myślę, że świetnie by pasowało do nich klasyczne risotto milanese, ale też frytki czy pieczone z rozmarynem ziemniaki.

Potrzebujemy:

– około kilograma cielęciny

– krzaczek świeżej szałwii

– tyle plastrów szynki parmeńskiej, ile kotlecików

– sól, pieprz, mąka.