Od poranka wszyscy dziś już tylko o długim weekendzie, który wprawdzie w teorii zacznie się najbliższym środowym popołudniem, ale dla wielu… zaczął się już 🙂 co między innymi widać na pustych śródmiejskich ulicach. Leniwe dni tak upalnym latem, jakie mamy, trudno zaczynać od tłustych jajecznic czy hiperkalorycznych kiełbasek na gorąco. Pozostają oczywiście świeże owoce, musli, jogurty, ale jeśli mielibyśmy ochotę rozpieścić naszą drugą połowę czymś pysznym i zaskakującym, proponuję francuską klasykę 'pain perdu’, czyli słodkie grzanki z patelni, koniecznie w towarzystwie domowej konfitury.

W zasadzie przygotować można je z dowolnego rodzaju pszennego pieczywa, a jednak nic nie dorówna tym robionym z super świeżej chałki czy brioszki. Spotkałam się z opinią, że znakomicie jest użyć pieczywa nie pierwszej już świeżości (sama nazwa to sugeruje) – pozwolę sobie mieć tu zdanie odmienne: podeschnięta bułka złapie zbyt wiele wilgoci w czasie jej panierowania, co niestety zniweczy całkowicie starania o chrupkość, kluczową przecież dla każdej grzanki!

Zatem kroimy chałkę na dość grube kromki, każdą obustronnie zanurzamy w jajku rozbełtanym z mlekiem i szczyptą soli. Smażymy na rozgrzanym maśle, pilnując żeby się nie przypaliły oraz dbając, żeby się wzajemnie nie dotykały. Kiedy apetycznie z dwóch stron się zarumienią, zdejmujemy na talerz i oprószamy cukrem pudrem. Podajemy z filiżanką zielonej herbaty i własnoręcznie usmażoną konfiturą: w moim przypadku z malin i nieprawdopodobnie słodkich borówek, lekko podkręconych wiśniówką.

Dla dwóch osób potrzebujemy :

– 4 spore kromki chałki

– 1 jajo 

– 80 ml mleka

– szczypta soli

– cukier puder

– na konfiturę: szklanka malin + pół szklanki borówek amerykańskich + czubata łyżka cukru trzcinowego + 80 ml wiśniówki (wszystkie składniki zagotowujemy i na maleńkim ogniu gotujemy mieszając ok. godziny)