Czyli rzecz będzie o strogonowie, który w epoce minionego szaleństwa krów zdecydowanie nie jest daniem dla każdego i na każdą okazję, co więcej jest ostentacyjnie i bezczelnie jawnym protestem wobec politycznie poprawnej ideologii eko-bio-wegeterianizmu!

Jeśli jednak Drogie Panie i/lub Panowie planujecie ugościć kolacją dwustuprocentowego MACHO, tylko prawie surowy półkilogramowy stek z wołowiny argentyńskiej byłby lepszy niż Strogonoff ;-)))

Dla tych, co lubią nawiązać intymną konwersację ciekawostką na temat tego, co właśnie spożywamy – nazwa ponoć pochodzi od nazwiska bardzo bogatej i bardzo znanej w Rosji epoki Piotra I rodziny, którą między innymi stać było na świetnego francuskiego kucharza (dziś pewnie właściwszym słowem byłoby Szef Kuchni), który będąc autorem tego dania nadał mu imię swego mecenasa ;-). Danie niezwykle popularne w czasach, kiedy to na żądanie rachunku w eleganckiej knajpie podchodził kelner w wieku powyżej średniej z przewieszoną przez rękę białą serwetą i nachylając się nisko teatralnym szeptem mówił: ‘dwieście osiemdziesiąt SIĘ NALEŻY!’. Wraz z szatniarzem, w większości przynajmniej stołecznych knajp, stanowili tandem zarazem nie do zabicia i zdolny do załatwienia absolutnie WSZYSTKIEGO 😉 Danie dziś nieco zapomniane. Nie oznacza to jednak, że straciło swój smak i urok!

Chronologicznie zaczynamy od umieszczenia we wrzątku paczki suszonych borowików, powinny gotować się w małej ilości wody około 40 minut, po pół godzince dodajemy paczkę mrożonych borowików lub podgrzybków (raczej unikamy maślaków ze względu na ciągutkową konsystencję, którą generują).

Kupujemy (w dobrym i sprawdzonym miejscu) kawał świeżej i najpiękniejszej, jaką kiedykolwiek widzieliśmy, polędwicy wołowej. Kroimy ją w kawałki mniej więcej 4 x 4 cm. W wersji ortodoksyjnej należałoby kroić mięso w cienkie i długie ‘ścinki’ – niektórzy tu upatrują etymologii nazwy tego dania (od rosyjskiego słowa ‘strogat’, czyli ciąć na kawałki), jednak w takich większych fragmentach mięso wydaje się pozostawać bardziej soczyste. Mocno pieprzymy świeżo zmielonym pieprzem.

Siekamy dość drobno cebulę, około dwóch średnich sztuk klasycznej cebulki na każdy kilogram mięsa. Siekamy również kilka ząbków czosnku.

W dużym i szerokim garnku dość mocno rozgrzewamy olej (ostatnie doniesienia mówią, że najzdrowiej rzepakowy) i smażymy wrzucając partiami lekko oprószone mąką mięso. Czekamy aż ze wszystkich stron się zrumieni i dorzucamy kolejną partię. I tak aż do wyczerpania całości.

W między czasie na oddzielnej patelni przesmażamy cebulkę (można w trakcie dodać łyżkę – dwie masła), kiedy się zeszkli dorzucamy również czosnek.

Kiedy całe mięso mamy zrumienione, a cebulkę zeszkloną, łączymy zawartość obu naczyń i po dokładnym wymieszaniu, dolewamy pół butelki dobrego bardzo wytrawnego wina czerwonego (pamiętając o świętej 😉 w kuchni zasadzie mówiącej, że nie używamy do gotowania wina, którego nie podalibyśmy do smakowitego picia). Dorzucamy dwie garści mrożonej siekanej włoszczyzny (ja kupuję Hortexu) oraz kilka listków laurowych, kilka ziarenek ziela angielskiego oraz kilkanaście ziarenek czarnego pieprzu. Solimy. Dolewamy nasze grzyby (w innych wersjach przesmażamy wyłącznie pieczarki wraz z cebulką, można spróbować, choć moim zdaniem borowiki są dużo bardziej aromatyczne) Stawiamy na bardzo małym ogniu i gotujemy jeszcze około godziny, bardzo często mieszając. Próbujemy, mnie z reguły w samym sosie brakuje tego czegoś bardzo nieokreślonego, małego smaczku, który byłby jak finalny dymek ‘po’ 😉 wtedy dodaję płaską łyżkę cukru 🙂

Takiego strogonoffa podaję z super świeżym pieczywem, najlepiej takim solidnym polskim szarym chlebem, kupionym jeszcze ciepłym, ze smakowicie chrupiącą skórką, która porani nam podniebienie. Ale jestem pewna, że równie dobrze będzie smakował z także bardzo polską kaszą gryczaną lub pieczonymi z rozmarynem ziemniakami.

Mój Tata, definitywnie dwustuprocentowy macho, na pewno do tego dania podałby gęsto zmrożoną bardzo dobrej jakości wódeczkę – zaufałabym całkowicie Jego wyborowi :-)))

Potrzebujemy:

2 kg pięknej bardzo świeżej polędwicy wołowej

– 4 cebule klasyczne żółte

– 6 ząbków czosnku

– paczka suszonych borowików

– 300 gramowa paczka borowików mrożonych

– dwie garści mrożonej włoszczyzny

– liście laurowe, ziele angielskie, pieprz, sól, ewentualnie cukier.