Bliny zawsze ratują sytuację !
Muszę przyznać, że okolice 1 listopada nigdy nie należały do mojego ulubionego czasu, ale w tym roku szczególnie smutno i melancholijnie minęły mi zaduszki. Ponieważ z pobieżnie przeprowadzonego sondażu wynika, że większość odczuwa podobnie, śpieszę z kulinarnym remedium niezawodnym wieloaspektowo, jak chodzi o poprawę nastroju.
Proponuję bliny, których przygotowanie wprawdzie zajmie nam dłuższą chwilę, ale sam proces rośnięcia ciasta drożdżowego bywa balsamicznie kojący dla duszy, o zapachu nie wspominając! Dla tych z nas, którym Babcie szczęśliwie w dzieciństwie piekły ciasta, zrobienie własnego ciasta drożdżowego będzie symbolicznym zapaleniem świeczki ku Ich pamięci.
Wielką zaletą blinów jest ich integrujący charakter: siedzimy przy stole, częstujemy się gorącymi placuszkami i każdy komponuje dodatki wedle własnych upodobań, jest okazja do rozmów, inspiracji, wspomnień i planów. Nie spotkałam też nikogo, komu bliny by nie smakowały. A zatem zapraszajcie Ukochanych, Przyjaciół, Rodzinę (z kim czujecie się naprawdę wspaniale) i smażcie na późnopopołudniowy obiad bliny! Poczujmy pozytywną siłę płynącą z pokoleń, które już odeszły, ale też wielką radość z przebywania z tymi, którzy dziś są dla nas źródłem szczęścia 🙂
Dla czterech głodnych dorosłych:
– 20 g świeżych drożdży
– ćwiartka szklanki ciepłej wody
– łyżeczka cukru
– pół łyżeczki soli
– 2/3 szklanki mleka
– pół szklanki mąki gryczanej
– pół szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
– 4 łyżki masła
Przygotowujemy zaczyn: mieszamy drożdże z wodą (ciepłą, ale nie gorącą) i połową cukru. Pozostawiamy na około 10 min w ciepłym miejscu.
Tymczasem w dużej misie lub garnku mieszamy obie mąki z żółtkami jajek, mlekiem, solą, resztą cukru i roztopionym oraz przestudzonym masłem. W osobnym naczyniu ubijamy białka ze szczyptą soli.
Mieszamy zaczyn z resztą ciasta. Kiedy już nie ma w nim grudek, delikatnie dodajemy pianę z białek. Naczynie z ciastem przykrywamy ściereczką i pozostawiamy w ciepłym nieprzewiewnym miejscu na minimum 2 godziny.
W między czasie przygotowujemy dodatki do blinów. Do żelaznego kanonu należy kawior ( w większości w postaci ikry łososia) i kwaśna gęsta śmietana. W moim domu dodatkowo pojawia się marynowany lub wędzony łosoś w plastrach, śledzik oraz jajko ugotowane na twardo i pokrojone w kostkę. Jeśli chodzi o rozszerzanie tematu dodatków, to sky is the limit i kulinarna wyobraźnia ma szerokie pole do pohulania 🙂
Wyrośnięte ciasto ostrożnie łyżką wykładamy na rozgrzany olej. Smażymy krótko obustronnie do zrumienienia. Po usmażeniu odsączamy z tłuszczu przy pomocy papierowego ręcznika i przekładamy do żaroodpornego naczynia – w nim bliny poczekają na gości, przykryte folią aluminiową, w rozgrzanym piekarniku.
Podajemy bliny wraz z dodatkami na środku stołu: każdy sam będzie miał okazję przetestować, z jakimi dodatkami smakują najlepiej. SMACZNEGO!