W naszym wypasionym życiu ludzi wielkiego miasta, co to codziennie lunch w innej knajpie, prędzej czy później przychodzi taki moment, że mamy ochotę zaprosić innych, naszych Najbliższych: rodzinę, przyjaciół, kogoś choćby niedawno poznanego, ale niezwykle wręcz interesującego na obiad właśnie w niedzielę do domu – niewątpliwie jest to zarazem odświętna, jak i bardzo swojska okazja, w dzisiejszych czasach jednocześnie zakładająca pewną kameralność – nie to, co w czasach mojego szczęśliwego dzieciństwa, kiedy do niedzielnego obiadu siadało i dwadzieścia osób i makaron ZAWSZE był zagnieciony własnoręcznie przez moją babcię 🙂


Proponuję bardzo nieskomplikowane przyrządzenie łososia plus risotto milanese, o którym już było. Jeśli będziecie mieli ochotę bardziej poszaleć, dobrze byłoby dołączyć tu przystawkę oraz deser, o czym przy innej okazji.

Kluczowa w tym daniu jest jakoś i świeżość ryby, niezawodna jest tutaj ALMA, albo mają super świeże ryby, albo nie mają ich i już! Niestety w wielu innych supermarketach zdarzyło mi kupić ryby w stanie całkowicie rozkładających się trupów 🙁 Równie dobrym jak ALMA adresem do nabywania ryb jest zaprzyjaźnione stoisko na bazarku, jeśli takowy macie w sąsiedztwie.

Dla czterech osób potrzebować będziemy około 1,5 kilograma łososia w płacie lub dwóch, z pewnością nie w dzwonkach. Myjemy rybę i osuszoną układamy w wysmarowanej olejem brytfannie/ naczyniu do pieczenia nie mniejszym niż 25 x 35cm, solimy, pierzymy świeżo zmieloną mieszanką kolorowych pieprzów. Przygotowujemy marynatę: w kubku ubijamy (ja to robię taką małą trzepaczką, którą kupiłam do robienia sosów do sałat, a której średnica idealnie pasuje do kubków, ale spokojnie da się to zrobić łyżką) trzy pełne łyżeczki miodu z czterema czubatymi łyżeczkami miodowej musztardy DIJON (może też być to musztarda z całymi ziarnami gorczycy) i dolewamy olej (ja używam Kujawskiego, również ostatnio odkrytej wersji w szklanej kwadratowej butelce z dodatkiem oleju z siemienia lnianego, ale może być każdy dobrze znoszący bardzo wysoką temperaturę, a więc oliwa z pierwszego tłoczenia raczej odpada) oraz wódeczkę miodową z dodatkiem chili (jeśli akurat takiej nie posiadacie równie dobrze sprawdzi się winiak/Cognac/brandy) w ilości około tradycyjnej pięćdziesiątki. Dodajemy dwie łyżki roztartego w dłoniach suszonego tymianku oraz jeśli lubimy ziołowe smaki łyżkę w ten sam sposób roztartego estragonu.

Marynatą polewamy rybę minimum na pół godziny przed pieczeniem. Wstawiamy do nagrzanego do 220 stopni piekarnika i pieczemy około 40 minut. Kiedy wyjąć? No cóż, zależy to od tylu czynników, że najlepiej będzie… sprawdzić to organoleptycznie 😉 Nie warto trzymać jej za długo w piekarniku, bo wyschnie i zachowa ledwie wspomnienie swojej glorii! Nie znam nikogo, komu nie smakowałby taki łosoś, no może z wyłączeniem małych dzieci, którym jak wiemy z reguły potrawy zdrowe po prostu nie wchodzą i już 😉 Dla nich miejmy w pogotowiu paluszki rybne + frytki 🙂

Do przygotowania ryby potrzebujemy:

– płat łososia lub dwa o łącznej wadze około 1,5 kg

– 3 łyżeczki aromatycznego miodu, np. lipowego

– 4 łyżeczki musztardy miodowej Dijon lub z całymi ziarnami gorczycy

– tymianek

– wódeczka miodowa z chili

– ewentualnie estragon.