Wszyscy wiemy, że w pewnym wieku w kulturalnym towarzystwie już nie pyta się kobiet o wiek, tym samym we własne urodziny nie ma się z czego cieszyć, a tym bardziej rocznicy takiej świętować.

Jednak w ostatni weekend spotkałyśmy się z przyjaciółkami celem uczczenia babską kolacją urodzin . Ponieważ kocham je miłością wielką, jak również doceniam ich wysublimowany smak i wysoko ustawione oczekiwania kultywowane latami w naszym low profile kręgu, co najmniej od tygodnia przemyśliwałam, jaka potrawa zdoła sprostać tym wszystkim tematom sklasyfikowanym w kategorii ‘top secret’.

Odpowiedzią stał się pokarm cesarzy czyli czarny ryż (nie mylić z dzikim) oraz zawsze ekscytujące wielkie krewetki, tym razem dość ekscentrycznie smażone w pomarańczach z chili i odrobiną miodu. W połączeniu z klasyczną rukolą z pomidorami, parmezanem i słodko doprawionym gęstym balsamino stały się fantastycznym tłem dla cudownych dyskusji tak na temat znaczenia rozmiaru w życiu każdej kobiety, jak i dociekań czy naprawdę stymulacja piersi może prowadzić do orgazmu ;-). Wnioski niejednoznaczne 🙂 na szczęście co do krewetek żadnych wątpliwości nie było, a ryż stał się prawdziwym odkryciem.

Kupujemy czarny ryż (riso nero), który w klasycznej włoskiej cucina fantastycznie łączy się z atramentem kałamarnicy. Tutaj jednak przygotujemy go solo wyłącznie z towarzyszeniem cebulki. Wydaje się, że ideałem byłaby szalotka, ja jednak nie miałam wystarczająco dużo czasu na obieranie i siekanie co najmniej kilku, toteż użyłam mojej ulubionej białej cukrowej w ilości dwóch sztuk na całe opakowanie ryżu. Zeszkliłam bardzo drobno posiekaną, po czym wsypałam ryż i około trzech-czterech minut smażyłam. Podlałam prawie szklanką białego wytrawnego wina i mieszałam. Kiedy ryż wchłonął wino, dolewałam po trosze przegotowanej wody (z pewnością bulion również byłby tu na miejscu). Na bardzo małym ogniu trzeba gotować go znacznie dłużej niż na przykład arborio – myślę, że w sumie może to być nawet więcej niż godzina. Pod sam koniec dosypujemy sporą ilość startego parmezanu. Gotowy riso nero stawia lekki opór przy gryzieniu, ma drobne czarne jak asfalt ziarenka i zdecydowanie orzechowy smak. Wzbudza powszechny zachwyt graniczący z rozkoszą.

Krewetki, w ilości dwóch pół kilogramowych paczek, po umyciu i osuszeniu, szybko smażymy na bardzo mocnym ogniu, dorzucając kilka pozbawionych pestek chili. Kiedy krewetki zalotnie się zaróżowią podlewamy je sokiem wyciśniętym z trzech uprzednio porządnie wymasowanych soczystych pomarańczy oraz dodajemy trzy łyżki miodu. Kolejne trzy pomarańcze filetujemy sposobem szefów kuchni, czyli płasko skrajamy czubek i dupkę i obkrajamy ze wszystkich stron. Potem wystarczy bardzo ostrym nożem wykroić kolejne cząstki – iście chirurgiczna i wymagająca sporej cierpliwości robota 😉Dorzucamy je do krewetek i trzymamy jeszcze minutę na bardzo mocnym ogniu, wyjmujemy z garnka pozostawiając w nim sos, który odparowujemy i dorzucamy kawałek masła. Intensywnie mieszamy, najlepiej trzepaczką, podajemy w osobnym naczyniu, najchętniej w staromodnej konserwatywnej sosjerce. Można posypać posiekaną świeżą kolendrą.

Wracając do tematu – czy rozmiar ma znaczenie? Jeśli chodzi o krewetki to z pewnością – im większe tym lepsze, niektóre z nas uważają, że twierdzenie to da się rozszerzyć również nainne sfery ;-)))

Ryż:

– opakowanie czarnego ryżu

– dwie cebule cukrowe lub kilka szalotek

– białe wino wytrawne

– pieprz, sól.

Krewetki:

– dwie półkilogramowe paczki krewetek

– kilka papryczek chili

– dwie-trzy łyżki miodu

– sok z trzech pomarańczy

– trzy wyfiletowane pomarańcze

– masło.