Kiedy zdarzy się nam być zmęczonym na śmierć, zdenerwowanym, złym lub po prostu wracamy do domu w głębokim dołku i wygląda na to, że nic, ale to absolutnie nic, nie będzie w stanie nam pomóc, koniecznie trzeba się zmobilizować i ugotować zupę. Tak, wiem, że łatwiej i szybciej będzie nalać sobie łyskaczyka, mimo wszystko zachęcam gorąco do zupy, również gotowanej równolegle z wyżej wymienionym.

Drobno siekamy słodką cukrową cebulę, którą wraz z dwoma-trzema ząbkami czosnku ostrożnie przesmażamy, pilnując żeby się nie zrumieniły. Kiedy się zeszklą, dodajemy kilogram świeżych obranych i wyfiletowanych pomidorów lub, w przypadku braku sezonu, dwie puszki włoskich pomidorów. Dusimy ostrożnie co najmniej pół godziny. Dolewamy trzy czwarte szklanki włoskiej lub hiszpańskiej passaty (przecieru pomidorowego bez pestek) oraz dwie łyżki jak najbardziej polskiego koncentratu pomidorowego. W między czasie solimy, pieprzymy świeżo zmielonym pieprzem i dodajemy dwie łyżki cukru trzcinowego. Przecieramy lub blendujemy. Dolewamy drugie tyle porządnego rosołu gotowanego na całej tłustej kurze i prawdziwej włoszczyźnie.

 

Podajemy z domowymi lanymi kluseczkami.

Całym swoim jestestwem potwierdzam – ta zupa pachnąca dzieciństwem i prawdziwym domem, z całą pewnością ratuje życie.

Potrzebujemy:

– dwie cukrowe cebule
– dwa-trzy ząbki czosnku
– kilogram świeżych pomidorów lub dwie puszki pelati
– niespełna szklanka passaty
– dwie łyżki koncentratu pomidorowego
– co najmniej litr prawdziwego rosołu
– sól, pieprz, cukier trzcinowy

Na kluseczki lane bełtamy w kubku jedno jajko wraz z jedną łyżką wody oraz dwiema-trzema łyżkami pełnoziarnistej mąki. Chodzi o to, żeby uzyskać konsystencję gęstej czekolady. Ostrożnie łyżką strużkami wlewamy na wrzącą zupę. Wypłyną i czekamy jeszcze dwie-trzy minuty.