Ciepłym czwartkowym wieczorem spotkałyśmy się w jak zawsze naszym low profile kręgu przyjaciółek, tym razem wyjątkowo poszerzonym o dwóch bliskich bardzo mężczyzn. Dyskutowaliśmy o sezonie na śluby, które dość niespodziewanie posypały się tego lata i jesieni tu i ówdzie w definitywnie hurtowym wymiarze. Oczywiście smaczku rozmowie tej dodawał fakt, że chodzi o śluby naszych byłych/niedoszłych/skonsumowanych mężów/kochanków itd. itp., toteż temat dynamicznie rozwijał się w postępie geometrycznym.
Pijąc od serca nalewane prosecco (bo przecież trzeba sobie jakoś w takiej sytuacji pomóc!) rozcieraliśmy kolejne przypadki, szczegółowo rozpatrujące wszystkie aspekty. Aż tu nagle w czasie dysputy znad talerza penne odezwała się jedna z moich przyjaciółek, prostując że mówimy penne, a nie jak często to pada w naszych włoskich knajpach, pene! Indagowana dlaczego, wypaliła że pene to w ojczystym języku mangiamacharoni ni mniej ni więcej tylko ‘członek’;-) Wyobrażenie to wraz ze wszelkimi konsekwencjami, jak na przykład co ma na myśli kelner(ka) proponując specjalność zakładu w postaci pene, rozładowało całkowicie atmosferę i spowodowało niestosowną przedszkolną wesołość 🙂
Ponieważ rzeczone penne, mimo że genezą był wachlarz dostępnych w lodówce i przepastnych szufladach kuchni produktów, spotkały się z ciepłym przyjęciem, zatem poniżej krótka wskazówka do ich szybkiego i łatwego przygotowania.
Obieramy i cienko siekamy główkę bardzo świeżego czosnku. Dla w sumie siedmiu osób kroimy w centymetrowej grubości talarki trzy spore cukinie. Rozmrażamy i płuczemy dwie paczki (po 300 gr) dużych surowych obranych krewetek (jak zawsze kupuję je w sklepie z egzotyczną żywnością, w którym między innymi zaopatrują się dobre knajpki, na Poznańskiej przy Pięknej).
W dużym garnku zagotowujemy dużą ilość osolonej wody (jestem wielką fanką bardzo gruboziarnistej soli morskiej). Wrzucamy dwie paczki makaronu typu rurki.
W dużym płaskim garnku rozgrzewany olej, w moim domu zawsze kujawski, wrzucamy czosnek oraz sporą ilość szafranu. I tu ponownie, nie kurkumy i nie co-kot-napłakał, tylko rzeczywiście gościnnie 😉 Dodajemy dwie małe łyżeczki suszonego peperoncino. Wrzucamy cukinię, dolewamy pół szklanki wytrawnego białego wina, może być prosecco 😉 przesmażamy około 7 minut, cały czas na bardzo dużym ogniu. Dokładamy krewetki.
Odlewamy makaron, mieszamy w garnku z oliwą. Łączymy makaron z sosem, pieprzymy, solimy, podajemy.
Moje penne spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem, a dodatkowo definitywnie miały zdolność pozytywnego obrócenia dyskusji o różnych życiowo trudnych niezręcznościach w cudowną wesołość spowodowaną często doświadczaną wtopą językową 😉
Potrzebujemy:
– dwie paczki makaronu penne/rurki x 400 gr każda
– dwa opakowania obranych dużych krewetek x 300 gr
– trzy duże cukinie
– główkę młodego czosnku
– dwie małe łyżeczki peperoncino
– co najmniej trzy solidne szczypty szafranu
– olej, oliwa, pieprz, sól.