Choć potrawa ta wywodzi się z wschodniosłowiańskiej tradycji wieczerzy świątecznej, to świetnie przyjęła się w chrześcijańskich zwyczajach.

Podobnie jak z sałatką jarzynową, kutia ma wiele wersji i dodatków, które pojawiają się w zależności od regionu. Ja korzystam z przepisu, według którego składnikami są:

  • 1 szklanka pszenicy bez łusek
  • 1 szklanka maku niebieskiego
  • 0,5  szklanki płynnego miodu
  • 10 dag orzechów włoskich (można dodać też orzechy laskowe)
  • 5 dag rodzynek
  • 1 laska wanilii
  • 4 migdały

Przygotowania zaczynam dzień przed Wigilią. Pszenicę zalewam zimną wodą i zostawiam na całą noc. W międzyczasie płuczę mak i zalewam go wrzącą wodą. Trzymam pod przykryciem na małym gazie do pierwszego zagotowania, po czym pozostawiam go do nasączenia.

Następnego dnia pszenicę również gotuję pod przykryciem na małym gazie, zalewając ją wcześniej około 2 litrami wrzącej wody. Po około 1 godzinie gotowania odcedzam ją i pozostawiam do ostudzenia. Teraz odsączam dokładnie mak, po czym mielę go 2-3 razy z pomocą maszynki do mięsa. Używam sitka z najmniejszymi oczkami.

W międzyczasie płuczę rodzynki i zalewam ciepłą wodą. Po około 20 min dokładnie je odsączam. Następnie sparzam migdały we wrzątku, obieram je ze skórki, po czym siekam na drobne kawałeczki. Orzechy z kolei prażę w piekarniku, po czym również drobno je kroję.

Teraz przychodzi czas na wymieszanie wszystkich składników. Laskę wanilii nacinam i delikatnie czubkiem noża wyłuskuję ziarenka do miski. Dodaję pszenicę, mak, bakalie oraz miód, po czym wszystko mieszam. Kutia jest gotowa.

Jeśli ktoś lubi, może do przepisu dodać np. daktyle oraz figi, a całość polać na końcu słodką śmietanką. Tak przygotowana potrawa smakuje słodko, a jej wartości odżywcze nadają jej dodatkowej wartości.

Sałatka jarzynowa to wręcz jeden z symboli świąt w polskim wydaniu. Ilu ludzi, tyle sposobów jej przyrządzenia.

Niezmienną podstawą sałatki jarzynowej są ziemniaki, jajka, groszek, marchewka i majonez. Choć można dodać wiele warzyw, takich jak seler czy pietruszka, w moim wydaniu stawiam na minimalizm. Do przygotowania dużej porcji sałatki używam:

Ok. 1,5 kg ziemniaków

10-12 jaj

2 duże słoiki mieszanki groszku i marchewki

1 puszka kukurydzy

Ok. 0,5 kg kiszonych ogórków

1 duży słoik majonezu

1 łyżka musztardy zwykłej

Sól, Pieprz

Zaczynam od ugotowania jajek oraz nieobranych ziemniaków. Zalewam je całkowicie wodą i gotuję około 30 min do momentu, aż warzywa będą miękkie. Odlewam wtedy wodę, a ziemniaki pozostawiam do wystygnięcia.

W międzyczasie kroję w małe kosteczki ogórki kiszone, a marchewkę, groszek oraz kukurydzę odcedzam w durszlaku. Ugotowane na twardo jajka obieram i również kroję w drobną kostkę, tak samo postępuję z ziemniakami. Teraz przygotowuję dużą miskę bądź garnek i przerzucam do niego składniki. Dodaję około ¾ słoika majonezu, musztardę oraz sól i pieprz. Całość mieszam, jeśli sałatka wydaje się być sucha, dodaję jeszcze majonezu oraz przypraw, gdy smak trzeba poprawić.

Spotkałam się z przepisami, w których dodaję się nawet jabłka, albo odejmuje się kukurydzę. Wszystko zależy od przyzwyczajeń smakowych, jednak w tej wersji zazwyczaj trafia się w gusta każdego gościa. Sałatkę jarzynową przekładam do salaterek i przyozdabiam jajkiem oraz natką pietruszki, dzięki czemu pięknie prezentuje się na wigilijnym stole.

Karp jest jedną z tradycji wigilijnych, kultywowanych przez Polaków. Spośród wielu metod jego przygotowania wybrałam karpia zasmażanego w panierce.

Sekretem jest marynata, którą przygotowuję na dobę przed Wigilią. To dzięki niej potrawa nabiera właściwego smaku oraz zapachu. Do jej przygotowania używam:

Baza z marynatą:

  • 2 ładne karpie
  • 1 op. pieprzu ziołowego
  • 1 kg cebuli
  • 2 cytryny
  • sól, pieprz czarny świeżo mielony

Do smażenia:

  • olej
  • jajka
  • bułka tarta
  • mąka
  • sól i pieprz dla nadania smaku panierce

Zaczynam od oczyszczenia i umycia ryb. Następnie osuszam je ręcznikiem papierowym i kroję w tzw. dzwonki o szerokości około 2-3 cm. Później przygotowuję cebulę, krojąc ją w krążki, oraz cytrynę w plastrach. Nacieram karpia przyprawami oraz cytryną. Kolejnym, ostatnim krokiem przygotowania marynaty, jest ułożenie w garnku kamiennym karpia naprzemiennie z cebulą oraz cytryną. Całość wstawiam do lodówki na dobę.

Przed kolacją wigilijną wyciągam rybę z marynaty, rozbijam jajka, a mąkę mieszam z przyprawami. W międzyczasie rozgrzewam olej na patelni. Przygotowanie panierki zaczynamy od obtoczenia karpia w mące, później w jajku, a na koniec  bułce tartej. Tak przygotowaną rybę wrzucam na patelnię do momentu, aż panierka nabierze złocistego, pysznego koloru z obu stron. Wtedy ściągam karpia z patelni.

Moim sposobem na przyozdobienie świątecznego półmiska jest wyłożenie go zielonymi liśćmi i dodanie plastrów cytryny, z których goście mogą korzystać. Intensywny, pyszny smak, a także przyjemny zapach zachęcają do skosztowania tej wigilijnej potrawy.

Ryba po grecku to kolejna propozycja na wigilijną potrawę. Jej przygotowanie zajmuje mało czasu, a walory zdrowotne i smakowe są wyśmienite.

Mój sposób na rybę po grecku jest pyszny i minimalistyczny. Do jej przygotowania używam: na rybę:

  • 500 g filetów rybnych rozmrożonych, np. morszczuk albo mintaj
  • kilka łyżek mąki
  • sól, pieprz

olej do smażenia

  • na sos:
  • 2 marchewki
  • 1 pietruszka

cebula

  • 3 łyżki koncentratu pomidorowego
  • 1 łyżeczka musztardy
  • 1/2 szklanki wody (125 ml)
  • sól, pieprz, papryka ostra
  • niepełna łyżka soku z cytryny
  • szczypta cukru
  • około 4 łyżek oleju do smażenia

Oczywiście przed przystąpieniem do prac najpierw rozmrażam rybę. Pichcenie zaczynam od przygotowania sosu. Kroję cebulę w drobną kostkę, a następnie oczyszczam marchewkę oraz pietruszkę. Gdy ktoś lubi, może dodać odrobinę selera. Na rozgrzany olej wrzucam cebulę i podsmażam ją przez około 3 min. Następnie dodaję marchewkę, pietruszkę oraz wodę, i całość duszę na małym ogniu przez około 15 min.

Gdy warzywa są już miękkie, dodaję koncentrat, musztardę, przyprawy, sok z cytryny oraz cukier. Duszę to wszystko jeszcze przez około 3 min., po czym sprawdzam konsystencję. Gdy sos jest za suchy, po prostu dolewam odrobinę wody, choć to bardzo rzadko się zdarza.

Następnie przygotowuję rozmrożoną rybę. Oczyszczam filety, po czym osuszam je za pomocą papierowego ręcznika lub świeżej ściereczki kuchennej. Kroję je na około 4 cm kawałki tak, aby wygodniej było je nakładać podczas spożywania. Później obtaczam je w mące wymieszanej z przyprawami. Tak przygotowane filety wrzucam na patelnię, gdzie czekam, aż nabiorą złocistego rumieńca z każdej strony. To oznacza, że można je już ściągnąć.

Teraz wystarczy wyłożyć wszystko na półmisek. Najpierw wyścielam cienką warstwę sosu, na którą następnie kładę przygotowane wcześniej filety. Przykrywam je pozostałym sosem, a całość przyozdabiam plastrem cytryny lub natką pietruszki. Tak przygotowaną rybę po grecku można pozostawić na noc przed Wigilią, co ułatwi nam przygotowania. Zaletą tej potrawy jest to, że można ją podawać zarówno na ciepło, jak i na zimno.

W tradycji wigilijnej jedną z pierwszych potraw podawanych na stół jest czerwony barszcz z uszkami bądź z pierogami z grzybami. Najlepszy można poznać po intensywnym, czerwonym kolorze, ale i wyśmienitym zapachu, unoszącym się nad talerzem.

Moim sposobem na czerwony barszcz wigilijny jest baza z dwóch wywarów – grzybowego oraz warzywnego. Dla ich przygotowania niezbędne są:

na wywar warzywny :

2 litry wody

1 marchew

1 korzeń pietruszki

Około 30 g pora

1 cebula

Około 60 g korzenia selera

3 ząbki czosnku

6 ziaren ziela angielskiego

1,5 listka laurowego

na wywar grzybowy :

20 g suszonych grzybów

600 ml wody

Zawsze zaczynam od wywaru z grzybów, gdyż jego dobre przygotowanie wymaga odpowiedniego nasączenia suszonych grzybów. Przelewam do miski 600 ml wody, dodaje grzyby, po czym zostawiam wywar na całą noc. To pozwala wydobyć głębię smaków, która stanie się bazą do barszczu.

Następnego dnia przelewam wywar do garnka, następnie wstawiam go na mały ogień pod przykryciem do momentu zagotowania. Po około godzinie odcedzam grzyby, które później wykorzystam do farszu na pierogi. Sam wodny wywar stanie się jedną z podstaw do czerwonego barszczu wigilijnego.

W tym samym czasie przygotowuję także wywar warzywny. Warzywa obieram i kroję dosyć drobno, choć oczywiście każdy może kroić według własnych przyzwyczajeń i uznania. Tak przygotowane warzywa wrzucam do garnka z 2 l wody, który wstawiam na mały ogień. W tym momencie dodaję listek laurowy oraz ziele angielskie. Nakładam na garnek przykrywkę i gotuję wszystko przez około 40 min. Po tym czasie odcedzam warzywa, a powstały wywar stanie się drugim elementem bazowym barszczu.

Finałowe gotowanie

Aby czerwony barszcz wigilijny miał odpowiedni smak, nie może zabraknąć buraków i przypraw. W ostatniej fazie gotowania potrzebne są:

  • 800 g buraków czerwonych (przed obraniem)
  • 2 łyżki stołowe soku z cytryny
  • 0,5 łyżeczki papryki słodkiej
  • 0,5 łyżeczki pieprzu ziołowego
  • szczypta pieprzu czarnego
  • szczypta ostrej papryki
  • sól

Surowe buraki obieram, a następnie ścieram na dużych oczkach tarki. Do jednego garnka przelewam wywar z grzybów i warzyw, na końcu dodaję buraki. Wstawiam wszystko na małym gazie, po czym dodaję dla smaku przyprawy (papryka słodka, ostra, pieprz czarny oraz ziołowy, sól), a także dwie łyżki soku z cytryny. Tak przygotowany wywar gotuję przez około 30 min., następnie sprawdzam smak. Jeśli czegoś brakuje, można według uznania dodawać kolejne przyprawy. Gdy już wszystko jest przepyszne, a barszcz ma przepiękny, czerwony kolor, przecedzam go przez sito, otrzymując czystą zupę.

Dzięki tej recepturze czerwony barszcz wigilijny nie tylko ma intensywny, czerwony smak, ale również smakowity, grzybowy aromat. Wigilijni goście z pewnością będą zachwyceni.

 

Ugotowałam rosół. Składał się z dwóch ud ekologicznego kurczaka, jednego uda indyka oraz dwóch kawałków cielęciny w istocie przygotowanej, aby wylądować na patelni i być porządnymi kotletami – wylądowały w zupie. Do tego oczywiście włoszczyzna w postaci: trzech marchewek, dwóch pietruszek, niewielkim kawałkiem selera, maleńkim pora. Później dorzucamy przyprawy z zielem angielskim na czele. Warto wrzucić kilka liści laurowych. Zaznaczyć gałązką lubczyka; zimą wkroić kawałek świeżego imbiru.

Jako pierwsze wkładamy mięso, które następnie zalewamy zimną wodą. Generalnie przyświeca nam idea powolnego podgrzewania. Gdy się wrzuci mięso na wrzątek, białko się zetnie, co nie jest dobrą wiadomością. Najlepsze soki zostaną wewnątrz mięsa i nie trafią do rosołu. Co ważne, jeśli drób, mięso jest zamrożone, wcześniej należy je koniecznie rozmrozić. Ale generalnie, nie mając absolutnie nic przeciw mrożonkom, zwłaszcza warzywnym, akurat w wypadku rosołu upierałabym się przy świeżym eko bio mięsie. Wkładamy do zimnej wody i na najmniejszej możliwości podgrzewamy. Kiedy woda się zagotuje, łyżką zbieramy szumowiny z lustra zupy. Jeśli będziemy chcieli uzupełnić wodę, zdecydowanie polecam wrzątek. Raczej nigdy zimną wodą !

Ten wyszedł znakomicie, może właśnie dlatego, że do jego przygotowania zostały użyte wyłącznie ekologiczne produkty z ekologicznego sklepu, położonego gdzieś w centrum Warszawy …

Przyznacie, nazwa gumbo brzmi bardzo intrygująco: bo choć wpada w ucho od pierwszego razu, to z reguły nie niesie za sobą konkretnego skojarzenia. I bardzo dobrze, ponieważ odmian gumbo jest zapewne więcej niż rodzajów przygotowania polskiego bigosu, a przecież dobrze wiemy, że w każdym domu gotuje się go inaczej.

Podobno najbardziej typowe, właśnie luizjańskie, musi zawierać i skorupiaki i kiełbaski, koniecznie oczywiście seler, paprykę i cebulę. Koniecznie też zagęścić je trzeba zasmażką i okrą. Podobno domowe przepisy zazdrośnie strzeżone są przed udostępnianiem. Niestety, w mojej rodzinie brakuje mieszkańców Nowego Orleanu, zatem za inspirację posłużył mi przepis znaleziony w jednym z ostatnich numerów ukochanego Food&Travel.

Moje gumbo powstało w kuchni #domywPasymiu, co między innymi oznaczało, że wprawdzie krewetek użyłam mrożonych, ale pozostałe składniki pochodziły już z Mazur. Mimo braku okry i luizjańskich kiełbasek wyszło naprawdę znakomite: sycące, kojące, rozgrzewające = prawdziwy synonim comfort food w pasymskim wydaniu.

Dla kilkuosobowej rodziny potrzebujemy:

– ok.1,5 kg szczupaka lub innej ryby;

– 0,3 kg sporych krewetek;

– włoszczyzna;

– 1 cebula;

– 4 ząbki czosnku;

– jedna puszka pomidorów;

– jedna puszka czerwonej fasoli;

– dwie zielone papryki;

– mały kawałek selera;

– 3-4 łyżki mąki pszennej;

– olej;

– pieprz cayenne, papryka ostra, sól, cukier.

Filetujemy rybę: pozbawione ości filety kroimy w niewielkie kawałki i odstawiamy, wszystko pozostałe w niewielkim garnku zalewamy zimną wodą, dodajemy włoszczyznę i na małym ogniu gotujemy rybny wywar.

W dużym garnku przesmażamy na oleju posiekaną drobno cebulę i czosnek. Dodajemy pomidory oraz pokrojoną w niewielkie kawałki paprykę, a także fasolkę. Doprawiamy pieprzem cayenne, solą, ostrą papryką oraz bardzo delikatnie cukrem. Przykrywamy i dusimy na wolnym ogniu.

W między czasie przecedzamy wywar, który mieszamy z przygotowaną z mąki zasmażką. Tak zagęszczony bulion dolewamy do garnka z duszącymi się warzywami. Mieszamy. Zagotowujemy.

Na koniec dokładamy krewetki oraz filet z ryby. Zagotowujemy i trzymamy na ogniu trzy minuty. Podajemy solo lub w towarzystwie białego ryżu. Dekorujemy kolendrą lub pietruszką. SMACZNEGO!

Polska literatura miewała świetnych heroldów podróży, wina i bliskiej im kultury gastronomicznych peregrynacji. Chętnie myślimy w takich wypadkach tak o Józefie I. Kraszewskim i Melchiorze Wańkowiczu, jak i o Marku Bieńczyku czy Bogusławie Deptule. Ta książka  jest bez wątpienia wyrazem hołdu wobec nich. Półtora roku po wydaniu “Podróży z kwasem, garbnikiem i słodyczą” (wyd. Zysk & S-ka) wchodzi do księgarń nawiązująca do tego tytułu nowa książka Tomasza Kaźmierowskiego.

“Winnik. Krople z podróży” (Noart Wydawnictwo) to zbiór tekstów tego autora, których większą część opublikował jako felietony w ciągu ostatnich lat. Czasem to krótkie, lekkie notki i relacje, innym razem bardziej szczegółowe opisy ludzi, miejsc i wina. Zdarzają się też utwory zbliżone do eseju, często przesycone spostrzeżeniami historycznymi, kulturowymi, społecznymi, podróżniczymi i – nieodmiennie – enologicznymi.

Bogaty, nierzadko dowcipny język pozwala w tych krótkich tekstach szybko, choć z przygodami, przejść do meritum podanego czasem z nieoczekiwanymtwistem. Niepublikowane dotąd zdjęcia autora i zaprzyjaźnionych z nim polskich i zagranicznych fotografików i podróżników zostały tak dobrane, że stanowią tyleż integralną, co oryginalną cześć opowieści.

Kaźmierowski zabiera Czytelnika w rozmaite podróże daleko od utartego szlaku. Od prostych, niemal klasycznie enologicznych wrażeń z najciekawszych siedlisk Burgundii, Piemontu czy Libanu, po – równie lekko podane – kulturowe i historyczne eskapady. Wśród tytułowych kropli znalazły się także smaczki z historii sztuki, od Fra Angelico i Velazqueza, po Boudina i fowistów.

Wino niekoniecznie płynie u podstaw każdego tekstu, ale autor konsekwentnie trzyma się pryncypiów W.C. Fieldsa – Gotuję z winem, czasami nawet dolewam je do potrawy!

Książka od 10 lipca dostępna będzie w tradycyjnych księgarniach, w punktach Sceny Kulturalnej, a także w nietuzinkowym internetowym sklepie winiarskim101win.pl.

Więcej informacji na blogu: https://winnikkroplezpodrozykazmierowski.wordpress.com

Wiosennie, z tęsknoty za zielonym, rzucam się na wszystko co pierwsze, młode i wyhodowane już u nas, a nie sprowadzone z drugiego końca Europy, jeśli nie świata. Po pierwszych zielonych szparagach i pierwszych polskich truskawkach przyszedł czas na zielony groszek.

Jako że wciąż pogodowo jesteśmy w okolicach zimnej Zośki, został przygotowany na ciepło. Inspirowany klasycznym przepisem kuchni francuskiej na dodatek do ryb czy mięs, u mnie wystąpił w roli głównego dania obiadowego. Od oryginalnej cuisine przygotowaną przeze mnie potrawę odróżniały również cebulki: w oryginale tzw. perłowe, wobec ich braku z dużym powodzeniem zastąpione młodą polską dymką, a także bekon udanie ustąpił miejsca zasalanej słonince.

Zachęcam, bo to i pyszne i zdrowe i zielone = wymarzone na wiosnę, a co istotne bardzo smakowało również mięsożercom 🙂

Dla dwojga potrzebujemy:

– szklankę wyłuskanego zielonego groszku (poza sezonem z powodzeniem zastępujemy mrożonym);

– pęczek dymki;

– trzy ząbki młodego czosnku;

– 10 dkg solonej słoniny;

– jedną sałatę rzymską;

– pół szklanki śmietanki 30%;

– sól, pieprz świeżo mielony.

Czosnek obieramy i drobno siekamy. Dymkę myjemy i odcinamy ok.8-10 cm kawałki od strony cebulki, resztę możemy posiekać i dorzucić na samym końcu gotowania (ja akurat użyłam do innego dania). Słoninkę kroimy w kostkę. Sałatę myjemy i przepoławiamy wzdłuż. 

Na patelni wytapiamy słoninę na 'szklane’ skwarki. Dorzucamy czosnek i dymkę. Jednocześnie na patelni grillowej lub w piekarniku grillujemy obustronnie połówki sałaty. Do zeszklonej dymki dodajemy zielony groszek. Natychmiast zalewamy śmietanką, zagotowujemy. Mieszamy, solimy i oprószamy świeżo zmielonym pieprzem. Podajemy ze zgrillowaną sałatą.  Smacznego! 

 

Rzymska sałata jest jedną z moich ulubionych zielenin: pyszna jak wiele innych, zaś niezastąpiona, gdy mamy ochotę przygotować ciepły sos. Żadna ze znanych mi innych sałat nie udźwignie takiego treściwego wyzwania. Inna sprawa, że sama również, szczególnie w wersji baby wręcz bosko smakuje przygotowana na gorąco.

Ponieważ aktualna wiosna nie rozpieszcza jak dotąd temperaturami, naturalne o tej porze pragnienie zielonego warto wzbogacić treściwszym rozgrzewającym dodatkiem. Taką właśnie 'tłustszą’ sałatą rozpieszczałam podniebienia podczas ostatniej majówki w Domy w Pasymiu. Było pysznie, zatem polecam!

 

Dla dwojga potrzebujemy:

– główkę sałaty rzymskiej;

– cztery plastry boczku;

– cztery małe pomidory malinowe;

–  cztery ząbki czosnku;

– 2/3 szklanki śmietanki 30%;

– czarny pieprz świeżo zmielony, odrobina soli.

Sałatę myjemy i starannie osuszamy. Odcinamy głąb i liście układamy w naczyniu, w którym podamy naszą sałatę. Obieramy  sparzone wrzątkiem pomidory i kroimy w ósemki.

Jednocześnie na patelni na średnim ogniu prażymy plastry boczku (możemy dodać łyżkę oleju, jeśli boczek jest mało tłusty). Kiedy plastry są już zrumienione z obu stron i chrupiące, zdejmujemy je z patelni zachowując jednocześnie tłuszcz, jaki się wytopił i na nim podsmażamy, uważając, żeby się nie przypalił, posiekany drobno czosnek. Wlewamy śmietankę i mieszając zagotowujemy, ostrożnie solimy.

Na rozłożonych liściach sałaty rzymskiej układamy ósemki pomidorów oraz pokruszone z grubsza plastry boczku. Polewamy sosem i obsypujemy obficie świeżo zmielonym pieprzem. Możemy dodatkowo posypać grzaneczkami z żytniej bagietki lub obok podać kromkę świeżego wiejskiego chleba do wylizania talerzy. Smacznego 🙂

Że szaro, że buro, że zimno i znów poniedziałkowy poranek witamy w ciemnościach… że często się nie chce, a innym też często się nie chce… że do wiosny jeszcze wciąż daleko, a w radiu właśnie od świtu tylko o blue monday… Zatem na te wszystkie troski i smuteczki, warto przygotować coś nie tylko bardzo smakowitego, pysznie pachnącego i rozgrzewającego, ale przede wszystkim wspierającego nasz organizm.

I tu z pomocą przychodzi nam maleńka zielona jak wiosna młoda fasolka sojowa. Jej właściwości prozdrowotnych nie sposób przecenić: jest przede wszystkim znakomitym i kompletnym źródłem białka nie zwierzęcego pochodzenia. Dodatkowo bogata w żelazo, wapń, a także fitoestrogeny, które potrafią efektywnie złagodzić PMS. Udowodniono, że spożywanie soi znacząco wpływa na obniżenie zachorowalności na związane ze starzeniem choroby mózgu oraz dolegliwości kardiologiczne.  Sprzyja natomiast płodności  i utrzymaniu dobrego nastroju, co jedno z drugim nie pozostaje bez związku 😉 A to dopiero początek z długiej listy jej zalet!

Możemy przygotować ją najprościej, czyli w formie drobnej przekąski. Mrożoną, bo o świeżą nie będzie łatwo, wrzucamy do gotującej się osolonej wody. Gotujemy ok.15 min. Zjadamy na ciepło lub na zimno wyłuskując ziarenka ze strąków.

Jeśli uda się nam oprzeć i nie zjeść wszystkiego na raz, jej wykorzystanie w rozmaitych potrawach nie ma granic: świetnie sprawdzi się w sałatkach, w towarzystwie kaszy, ryżu, makaronów, ale też jako składnik potraw mięsnych. Ja dodałam ją ostatnio do krewetek w sosie z orzeszków ziemnych. Takie danie to wprost błogosławieństwo dla ciała i umysłu 🙂 Smakuje i odżywia, a wszystkie składniki pracują na nasz dobrostan.

Dla dwojga na danie główne:

– 300-400 g surowych obranych krewetek pozbawionych przewodów pokarmowych;

– kubek wyłuskanej fasolki sojowej;

– trzy ząbki czosnku;

– trzy łyżki masła orzechowego;

– pół puszki pomidorów lub dwa świeże;

– mała puszka mleczka kokosowego;

– szczypta płatków chili, sól, łyżeczka cukru brązowego.

Czosnek obieramy i siekamy, przesmażamy na dwóch łyżkach oleju, dodajemy pomidory i masło orzechowe. Mieszając mocno podgrzewamy, dodajemy przyprawy i mleczko kokosowe. Kiedy całość ponownie się zagotuje wrzucamy krewetki i fasolkę. Mieszając trzymamy na ogniu trzy minuty i gotowe. SMACZNEGO!

 

ekuchareczka.pl
Najcześciej komentowane
eKuchareczka - blog o gotowaniu, kulinariach, karmieniu